Obserwuj w Google News

Nowy poseł przyszłym ministrem edukacji? Co usunąłby ze szkół? "Czasy perfect, mowa zależna"

9 min. czytania
26.10.2023 09:12
Zareaguj Reakcja

- Mam dosyć systemu, który ma za zadanie wyciosać kołka z fajnego drzewa. Bo dzieciaki są wspaniałym materiałem do tego, żeby świetnie je ukształtować. A wychodzi wyciosany kołek pod modłę jednej czy drugiej partii - mówi w rozmowie z RadioZET.pl Marcin Józefaciuk, poseł-elekt, nauczyciel. Co usunąłby ze szkół i jaką ma propozycję dla obecnych kuratorów?

Marcin Józefaciuk
fot. Michal Zebrowski/East News

Aleksandra Pucułek: Powie pan coś o szkole, ciekawych zmianach w edukacji, o których jeszcze nie słyszałam.

Marcin Józefaciuk, poseł-elekt startujący list KO, nauczyciel siedmiu przedmiotów, wicedyrektor Zespołu Szkół Rzemiosła w Łodzi: - Powołanie rzecznika praw uczniowskich i wprowadzenie weta samorządu uczniowskiego. To pomysły, które zawarto w Obywatelskim Pakcie dla Edukacji.

Jeżeli rada pedagogiczna zmienia np. statut szkoły i wprowadza nowe zasady dotyczące ubioru, oceniania, to uczniowie mogą to zakwestionować i postawić weto. Dana zmiana nie wchodzi w życie. Samorząd z radą pedagogiczną muszą wtedy siąść i rozmawiać, jak nowe przepisy miałyby brzmieć, żeby wszystkim odpowiadały. Chodzi o to, żeby dzieciaki przejęły odpowiedzialność za szkołę. Łatwiej wtedy będzie egzekwować pewne zasady, jeśli uczniowie wyrażą na nie zgodę, bo będą czuły, że to są ich przepisy. Oczywiście, jeżeli coś musi zostać wprowadzone, bo jest wyższym aktem prawnym, to o tym się nie dyskutuje.

Ciekawe, a na ile możliwe do wprowadzenia?

- W 100 proc. możliwe do wprowadzenia. W tę stronę idzie coraz więcej szkół. Jeśli chcemy dialogu, to musimy liczyć się ze zdaniem uczniów, rodziców. Poza tym dorośli mogą nie zauważać jakiś problemów, które widzą uczniowie. To są też pewnego rodzaju konsultacje społeczne.

Nauczyciele pracują z generacją Z i Alfa. Podejście typu „ja jestem autorytetem, ja panuję w sali lekcyjnej” już nie działa. Młode pokolenia po partnersku traktują dorosłych, także nauczycieli. To nie jest nic złego. Jeżeli nauczyciele tego nie zrozumieją, to będą niepotrzebnie tracili energię na walkę z uczniami.

„Mam dość tego, jak system wygląda”. Powiedział pan podczas jednego z wywiadów. Czyli konkretnie czego?

- Braku otwarcia systemu na kreatywność. Tego, że nie ma miejsca na odrębne zdania. Ciągle idziemy tylko w jednym kierunku. Nieważne czy w prawą, czy w lewą stronę. Wszystkie konstruktywne i inne zdania są niszczone przez system.

Czyli przez co? Ministerstwo, kuratorium?

- Przez podstawy programowe, kuratorium. Zwłaszcza jeśli chodzi o inicjatywy uczniów, np. Tęczowy Piątek. Rok temu wizytatorzy z kuratoriów dzwonili do szkół, pytali, kontrolowali, czy się on odbywa. Mam dosyć systemu, który ma za zadanie wyciosać kołka z fajnego drzewa. Bo dzieciaki, które do nas przychodzą, są wspaniałym materiałem do tego, żeby świetnie je ukształtować, rozwinąć. A wychodzi wyciosany kołek pod modłę jednej czy drugiej partii. Gdy zmienia się władza, robi to samo tylko w drugą stronę. Dlatego edukacja powinna być między polityką.

Jak to zrobić?

- Najpierw muszą to zrozumieć politycy – z prawej, lewej strony, z centrum. Muszą siąść i ze sobą rozmawiać. W edukacji jest miejsce zarówno na prawą, jak i na lewą stronę. Nie chciałbym, żeby w tym momencie ludzie patrzyli tylko w jednym kierunku, przeciwnym niż PiS, bo to wciąż będzie tylko jeden kierunek. Kwestię edukacji – podstawy programowe, listę lektur itd. - trzeba oddać niezależnym ekspertom. Nie politykom.

Niezależni eksperci. Znajdą się tacy?

- Oczywiście, jest masa młodych ekspertów, którzy mogliby np. zmodyfikować podstawy programowe.

„Trzeba się na spokojnie przyjrzeć, co działa, a co nie działa”. To też pana wypowiedź. To co działa? Zacznijmy od tej pozytywnej strony.

- Działają kontakty międzyludzkie, metody aktywizujące, praca w grupach, chęci nauczycieli, żeby kształcić, pasja nauczycielska.

A co nie działa?

- Nie działają odgórne przepisy. Nauczyciele, dyrektorzy, rodzice, uczniowie zaczynają z nimi walczyć. Większość przepisów jest do rzeczy, ale ich egzekucja, czyli sposób, w jaki zostają wprowadzone, już nie jest taka dobra.

Jakie to przepisy?

- Np. sama idea wprowadzenia historii i teraźniejszości nie jest zła. Ale gorzej z tym, co znalazło się w programie, jak to zostaje przekazane. Albo godziny czarnkowe.

Redakcja poleca

Myślałam, że to jest martwy przepis.

- W żadnym wypadku. Nawet kilka dni temu mieliśmy na ten temat rozmowę z nauczycielką, która musiała przyjść, bo miała godzinę czarnkową. Znowu nikt z tego nie skorzystał, więc zajęła się czymś innym. Walczymy też z podstawami programowymi. Często wpisujemy temat lekcji zgodny z podstawą, a robimy na zajęciach coś innego, bo widzimy, że taka akurat jest potrzeba.

Dzieciaki walczą o to, żeby mieć trochę czasu wolnego. Żeby było mniej prac domowych, mniej klasówek. Żeby szkoła była miejscem, w którym odkrywamy swoje pasje, a nie mamy wyścig szczurów.

Wierzy pan, że np. podstawy programowe da się odchudzić? To hasło jest powtarzane od lat i już nie wiadomo, co się pod nim dokładnie kryje. A w praktyce? Gdy rozmawiam z matematykiem, co usunąć z programu, odpowiada, że on by jeszcze dołożył. I tak wielu nauczycieli mówi o swoim przedmiocie. 

- Wierzę, że to jest możliwe, bo inaczej bym o tym nie mówił. Jestem anglistą i wiem doskonale, co trzeba by wyrzucić z lekcji angielskiego. Czasy perfect niewykorzystywane często nawet przez Anglików, mowa zależna, strona bierna.

Jakby to miało wyglądać w praktyce? Zbierają się nauczyciele, przeglądają podręczniki, kreślą strony?

- Zostawmy w świętym spokoju podręczniki. Korzystajmy z tych, które już są. Wiedza w nich się nie zdezaktualizowała. Można przerzucić parę kartek, których nie przerabiamy. Zresztą już teraz nauczyciele nie korzystają z całości podręczników.

Czyli zbierają się nauczyciele, eksperci i przedmiot po przedmiocie decydują, co usunąć?

- Tak, ale niekoniecznie tylko biolodzy z biologami, historycy z historykami. Lepiej, żeby odbywało się to w grupach międzyprzedmiotowych, bo wiele zagadnień z różnych przedmiotów się ze sobą łączy. Dlatego warto ustalić, np. jeżeli przerabiam na biologii genetykę, to na chemii robię kwasy, które są powiązane z genetyką.

Będzie pan zasiadał w komisji edukacji?

- Na pewno będę głośno krzyczał, że chcę, bo po co poszedłem do Sejmu? Nie wyobrażam sobie, żeby mnie nie było w komisji edukacji, bo głosy ludzi zostały oddane na nauczyciela.

Czym w pierwszej kolejności powinna się zająć komisja edukacji?

- Podwyżki dla nauczycieli i kuratoria.

Redakcja poleca

O zapowiedziach 30 proc. podwyżek od stycznia dużo słyszeliśmy. Interesują mnie w takim razie kuratoria.

- Trzeba zaproponować obecnym kuratorom nowe obowiązki. To znaczy: przestajesz kontrolować, wizytować, monitorować. Zaczynasz wspierać, promować otwartość, kreatywność. Chcesz być dalej kuratorem, musisz się na to zgodzić. Nie zgadzasz się? Dziękujemy. Nie chodzi o to, żeby nagle wszystkich kuratorów z nadania PiS wyrzucać, bo jednak wskazało tę partię ponad 30 proc. głosujących. Ci kuratorzy mają już też doświadczenie. Nie mówię oczywiście o pani Barbarze Nowak, małopolskiej kuratorce.

A już miałam zapytać, czy do wszystkich kuratorów miałaby taka prośba pójść?

- Według mnie do wszystkich, bo powinniśmy wszystkich zaangażować do pracy nad wspólną edukację. Ale jestem przekonany, że pani Nowak nie wyrazi zgody na te warunki. Pokazała, że jest osobą zaściankową, mocno katolicką, a tu nie ma miejsca na jedną ideologię. Szkoła nie powinna być ani katolicka, ani świecka. Powinna pokazywać, że jest wiele religii, uczyć religioznawstwa a nie religii

Na czym dokładnie polegałaby rola kuratoriów?

- Jeżeli w szkole potrzeba pomocy psychologiczno-pedagogicznej, a z tym są ogromne problemy, to kuratorium mogłoby stać się centrum takiej pomocy, oprócz szkolnego pedagoga. W kuratorium pracują nauczyciele niemalże wszystkich przedmiotów, więc powinni być wsparciem dla młodych nauczycieli, przejąć po części rolę metodyków. Brakuje w szkole danego nauczyciela? Kuratorium pomaga go znaleźć. Ma być do pomocy, a nie do bycia batem nad dyrektorem i szkołą.

Zadam pytanie, które kilka dni temu zadałam prezesowi ZNP Sławomirowi Broniarzowi. Poprawić to, co nie działa, czy wymyślić polską edukację na nowo?

- Na tę chwilę dać święty spokój edukacji. Usiąść, zobaczyć co i jak, przeprowadzić ogromne społeczne konsultacje i dopiero zaczynać gigantyczną rewolucję.

Czyli jednak?

- Tak, bo nasza szkoła ciągle rozwija się ze szkoły pruskiej. XXI wiek to nie jest miejsce na szkołę z XIX wieku. Musi powstać nowy system na miarę współczesnych czasów, który dawałby możliwość nauczycielowi i rodzicowi wyboru: czy chcę, żeby moje dziecko było w systemie salowo-lekcyjnym, czy żeby było w bardziej otwartej przestrzeni? Gdzie chcę uczyć? Nie wiemy, jakie będą kolejne pokolenia i czego dokładnie będą potrzebować, stąd konieczna jest możliwość wyboru. Nie chciałbym też wyrzucać stuleci dokonań edukacyjnych. Publiczne szkoły powinny móc decydować, w którą stronę idą. System powinien wspierać zarówno nowoczesne nauczanie, jak i to bardziej tradycyjne.

Ale do tego musi powstać duży panel dyskusyjny z przedstawicielami szkół, przedszkoli, organów prowadzących, kuratoriów, rodziców, młodzieży, izb rzemieślniczych, pracodawców. Taki panel zobowiązałby rządzących do wywiązania się z tego, co zostało w ramach tych dyskusji ustalone. Nieważne kto będzie później rządził, każda władza będzie musiała wprowadzić to, co panel obywatelski zatwierdził.

Gdy przypominam sobie mapkę pokazującą chociażby głosujących Polaków w ostatnich wyborach podzielonych na pół, zastanawiam się, czy takie wspólne dyskusje są możliwe?

- W edukacji powinno być miejsce też na to podzielenie, na rozmowę i akceptowanie innych zdań. Niekoniecznie moje zdanie musi być najlepsze. Najważniejsze, żeby ktoś je akceptował i rozumiał.

Będzie pan w Sejmie nie pierwszy raz. Uczestniczył pan w Sejmie Dzieci i Młodzieży jako nastolatek w liceum.

- Tak, pamiętam, że w ramach tego zajmowałem się polityką społeczną i związkami partnerskimi. Mieliśmy posiedzenie komisji, w sali obrad prezentacje i głosowanie. Jedyną różnicą od standardowego posiedzenia Sejmu było to, że harcerze liczyli nasze głosy, bo nie mieliśmy maszynki. Chciałbym, żeby to wróciło, żeby młodzi uczestniczyli bardziej aktywnie w pracach Sejmu. Po to też będę tworzyć biuro poselskie w Łodzi zupełnie inne niż zwykle. Szczegółów jeszcze nie zdradzę, ale na pewno będę organizował dzień poselski specjalnie dla młodych.

Jako poseł-elekt był pan już w Sejmie?

- Byłem w Kancelarii Sejmu i w domu poselskim. Odbieraliśmy dokumenty, mieliśmy szkolenie. Na czwartek zaplanowano uroczystość rozdania zaświadczeń przez PKW. Czekamy na pierwsze posiedzenie Sejmu. Chciałbym, żeby było jak najszybciej, ale podejrzewam, że będzie w połowie listopada.

Kto ministrem edukacji? Pan?

- Nie. Dlaczego?

W nowej kadencji Sejmu zasiądzie wiele posłanek i posłów, którzy pracowali jako nauczyciele. Ale pan przychodzi prosto spod tablicy. Stąd też nasza rozmowa.

- Jako poseł mogę zrobić więcej, bo poseł nadzoruje i kontroluje ministra. Może też być głosem doradczym. Dlaczego mam się ograniczać do tylko jednej aktywności, skoro mam wiele rzeczy do zrobienia.

A była taka była propozycja?

- Na razie nikt z nikim nie rozmawia w tym kierunku. Niedługo będą takie rozmowy.

Kto będzie uczył fizyki w pana szkole?

- W tym roku nie mam godzin fizyki, bo znaleźliśmy fizyka. Wcześniej uczył w gimnazjum, potem w podstawówce. Zachęciliśmy go do pracy w naszej szkole ofertą socjalną. Mamy karty sportowe, fryzjera, prowadzimy przecież klasy fryzjerskie.

A pozostałe przedmioty? Długo utrzymywał pan, że będzie wciąż uczył.

- Nie brałem w zasadzie innej opcji pod uwagę. Tydzień temu dowiedziałem się, że zgodnie z prawem nie mogę łączyć funkcji posła i nauczyciela w szkole prowadzonej przez jednostkę samorządu terytorialnego. Mógłbym być nauczycielem w szkole prywatnej, społecznej, ale nie w publicznej. Jak to usłyszałem, to opadłem z sił.

W poniedziałek zaprosiłem na spotkanie do sali gimnastycznej chętnych uczniów z mojej szkoły. Zbiegło się ponad 300 dzieciaków. To one m.in. spowodowały to, co się teraz dzieje, więc zadałem im pytanie: czy mam odejść do Sejmu i ich zostawić? Czy mam zostawić Sejm, porzucić mandat i wrócić do szkoły?

Zrobiłby pan tak?

- Byłem na to gotów, chociaż z tyłu głowy miałem te 9 tys. osób, które zagłosowały na mnie. Uczniowie też byli tego świadomi. Mimo to 30 proc. powiedziało: zostań, chcemy ciebie tutaj. Wszyscy płakaliśmy jak bobry, ale dali mi ten mandat. Potrzebowałem go. Na szczęście podpiszę umowę wolontariatu i w poniedziałki będę prowadził zajęcia dodatkowe dla chętnych. Ktoś będzie chciał się do matury przygotować? Ktoś będzie potrzebował zajęć wyrównawczych? Będę.

Co z pozostałymi godzinami?

- Mam mądrą dyrekcję, która jakby coś przeczuwając, zaplanowała mi większość lekcji tzw. połówkowych, które trwają tylko jeden semestr. Nauczyciele, którzy wejdą na zastępstwo za mnie do końca tego półrocza, mają już przygotowane materiały. W drugim semestrze zgodnie z planem nie będzie tych godzin.

Kiedy ostatni dzień pracy w szkole?

- We wtorek, 31 października. Chcę zrobić wtedy jeszcze prezent-niespodziankę dzieciakom. Potem idę na urlop bezpłatny, to też wynika z prawa. Ale już na listopad mam zaplanowane sporo wizyt w szkołach, które mnie zaprosiły. Zajmę się tworzeniem biura, także i tak będę wstawał o czwartej.