"Wy Polacy wiecie, że Rosję można pokonać". Rosjanin zdradza, jak rozmawiać z Putinem
- Z Putinem trzeba rozmawiać z pozycji siły. Na pewno nie z pozycji pacyfizmu i umiłowania pokoju. Polityka braku eskalacji doprowadzi nas do punktu, w którym Putin będzie musiał użyć broni nuklearnej - mówił w rozmowie z Wirtualną Polską Borys Bondariew, były rosyjski dyplomata, który odszedł ze służby w proteście przeciw inwazji na Ukrainę.

Borys Bondariew przez lata pracował w rosyjskiej służbie dyplomatycznej. W latach 2002-22 był zatrudniony w MSZ, a ostatnio (do lutego ubiegłego roku) piastował stanowisko głównego doradcy przy rosyjskiej misji dyplomatycznej w Genewie. Odszedł w proteście przeciw inwazji na Ukrainę. "Nie mogę dłużej uczestniczyć w tej krwawej, bezsensownej i absolutnie niepotrzebnej hańbie" - napisał w oświadczeniu sprzed roku.
W wywiadzie dla Wirtualnej Polski przyznał, że to był ten "moment, w którym trzeba zdecydować, co robić dalej". - Czy się przystosować do tej sytuacji, powiedzieć sobie "cóż ja mogę zrobić" i nadal pracować, czy uznać jednak, że miarka się przebrała i nie mogę już tego dłużej tolerować? - mówił, dodając, że "każdy podjął jakąś decyzję moralną".
B. dyplomata z Rosji: Zachód powinien przestać unikać eskalacji
Zdradził, że oprócz niego z rosyjskiej dyplomacji i resortu spraw zagranicznych odeszło ok. 20-30 osób. - Może było ich mniej, może więcej. W każdym razie to nie jest dużo - ocenił, zaznaczając, że w departamentach MSZ w Moskwie pracuje ok. 3,5 tys. ludzi, a drugie tyle na misjach zagranicznych. Jednocześnie zna on sporo osób, które wciąż pracują dla reżimu, usprawiedliwiając ten fakt na różne sposoby.
- Wielu z nich jest niezadowolonych, uważają, że ta wojna to błąd. Ale dalej pracują – z bardzo różnych powodów. Niektórzy mają dzieci, o które muszą zadbać, albo rodziców, których muszą utrzymać. Dyplomaci w Moskwie bardzo dobrze zarabiają i znalezienie pracy równie dobrze płatnej nie byłoby łatwe - tłumaczył. Dodał przy tym, że klimat wokół wojny jest dziś mniej korzystny i dużo łatwiej jest narazić się na pytania o powody odejścia oraz oskarżenia o nielojalność wobec państwa.
Rozmówca WP jest jednak zdania, że Zachód powinien porzucić retorykę unikania eskalacji i nie mówić głośno o tym, że nie chce wojny z Władimirem Putinem. - Nikt, rzecz jasna, nie chce, żeby doszło do wojny nuklearnej. Putin, moim zdaniem, też nie. Ale kiedy mówi się głośno, że nie chce się eskalacji, to daje się przeciwnikowi przewagę - mówił.
Wskazał, że przyczyną tego mogą być bardziej transparentne i uczciwe, demokratyczne procesy polityczne, obecne na Zachodzie, a niemal niewystępujące w Rosji. Podkreślił jednak, że z Putinem należy rozmawiać "z pozycji siły. Na pewno nie z pozycji pacyfizmu i umiłowania pokoju".
Rosyjska armia. "Putin może posłać na wojnę milion osób"
Wspomniał również o pocisku, który trafił na granicę Polski, do lubelskiego Przewodowa - że "wszyscy na Zachodzie bardzo szybko uznali, że to nie mogła być rosyjska rakieta, musiała być ukraińska. Że to nie mógł być Putin. A kto wam tak powiedział?".
Jak Putin naprawdę wystrzeli rakietę w kierunku Warszawy, to wszyscy też powiedzą, że to nie mógł być on. I to jest właśnie ten lęk przed eskalacją. Powtarzam: nie pokazujcie, że się boicie. Jak pokazujecie, to wysyłacie Putinowi sygnał, że nie jesteście gotowi się bronić
Bondariew podkreślił, że co prawda Polska na ten moment nie powinna obawiać się inwazji militarnej ze strony Rosji, ale należy "uważać na różnego rodzaju prowokacje, włącznie z atakami terrorystycznymi".
W rozmowie pojawił się również wątek rosyjskiej armii. Zdaniem dyplomaty jest ona "źle wyposażona, źle zorganizowana", a "żołnierze nie mają motywacji". - Armia musi używać najemników i więźniów. Sposoby walki Rosji nie zmieniły się od początków II wojny światowej - ocenił.
Zaznaczył jednak, że Rosjanie wciąż mają ogromne rezerwy, a Putin jest w stanie posłać na front na milion osób. - Jest w stanie poświęcić tylu Rosjan, ilu będzie trzeba. Przynajmniej do czasu, kiedy rosyjskie społeczeństwo będzie mu na to pozwalać. Pozostaje mieć nadzieję, że Rosjanie w końcu powiedzą "dość". Do tego czasu radziłbym jednak nie lekceważyć rosyjskiej armii - stwierdził.
"Z Putinem trzeba rozmawiać, by dwa razy się zastanowić, co chce zrobić"
- Polityka braku eskalacji doprowadzi nas do punktu, w którym Putin będzie musiał użyć broni nuklearnej. Krzyknie: "Zróbcie to i to, bo inaczej sięgnę po bombę atomową", a wtedy wszyscy powiedzą: "Ok, nie chcemy eskalacji, może więc dajmy Putinowi to, czego chce". Wtedy poczuje się mocny i zaraz powie, że chce czegoś jeszcze. I znowu mu to dacie. A on będzie wymyślał dalej - kontynuował Bondariew.
A co, jak powie, że użyje broni jądrowej? Może nadejdzie taki moment, że będzie musiał jej użyć - właśnie po to, by pokazać, że jego groźby są prawdziwe. Z nim trzeba rozmawiać tak, żeby się zastanowił dwa razy nad tym, co zamierza zrobić. Jak mówi, że zrzuci bombę atomową, to trzeba mu odpowiedzieć: "To zrzuć, my wtedy zrzucimy swoją". Wy, Polacy, wiecie dobrze ze swojej historii, że Rosję można pokonać
W wywiadzie oznajmił również, że nie wierzy "w żadne przekazanie władzy" w Rosji i że Putin będzie rządził krajem do śmierci. Ostrzegł jednak, że sankcje gospodarcze niekoniecznie zniechęcą Rosjan do swojego prezydenta, ponieważ brak dobrobytu i trudna sytuacja ekonomiczna to coś, do czego od lat są przyzwyczajeni.
- Rosjanie muszą zrozumieć, że to, co się teraz dzieje, to jest wojna, i że to wojna przegrana. Putin musi zostać wyparty z Donbasu, z Krymu, z całej Ukrainy. Kiedy to się stanie, ludzie zaczną zadawać pytania, a Putin straci swój autorytet pośród elit, które stworzył. [...] Jak ludzie to zrozumieją, to może część z nich nabierze odwagi, by coś zrobić. To jedyna szansa na odsunięcie Putina od władzy. Rosjanie muszą zacząć go postrzegać jako przegranego - powiedział Rosjanin w rozmowie z WP.
RadioZET.pl/Wirtualna Polska