Obserwuj w Google News

Budżet na rok wyborczy zadłuży nas na lata? "Po nas choćby potop"

4 min. czytania
16.12.2022 16:31
Zareaguj Reakcja

- Minister finansów to figurant, bankiem centralnym zarządza bohater memów i kabaretów, a na premiera Morawieckiego mówiono, że jest historykiem z doświadczeniem w biznesie. Nikt nie steruje gospodarką, grozi nam więc kolejny kryzys – stwierdza w rozmowie z serwisem RadioZET.pl dr Sławomir Dudek z Forum Obywatelskiego Rozwoju.

Budżet 2023 zadłuży nas na lata
fot. Wojciech Olkusnik/East News

Budżet na 2023 roku zawiera błędy? Zdaniem ekonomistów FOR to fikcyjny plan finansów na przyszły rok, który w dodatku minie pod znakiem wyborów parlamentarnych. Dr Sławomir Dudek jest zdania, że za zadłużanie kraju wszyscy zapłacimy po listopadowych wyborach.

„Budżet jest fikcją do sześcianu”

Katarzyna Witwicka-Jurek: W budżecie na 2023 rok założono, że średnioroczna inflacja wyniesie 9,8 proc. Czy to wiarygodny scenariusz?

Sławomir Dudek: To kompletnie nierealne założenie. Ten budżet jest fikcją do sześcianu. Po pierwsze, założenia makroekonomiczne, w tym wzrost inflacji, są mocno nieaktualne. Rząd dysponował prognozami niedoszacowanymi o co najmniej kilka punktów procentowych. Nierealny jest też założony przez rząd wzrost gospodarczy rzędu 1,7 proc. Każdy ostrożny planista w czasie wojny zakłada gorszy scenariusz, czego w przypadku budżetu nie ma. Inna sprawa to wydatki poza budżetem. Ustawa nie uwzględnia planów finansowych np. BGK. To nawet setki miliardów złotych, które są poza kontrolą parlamentu. Dziś zadłużenie wyprowadzonych poza budżet funduszy to 422 mld zł. Nie wiemy jednak, na co wydawane są te pieniądze. Często służą one wyłącznie polityce jak np. w przypadku czeków tekturowych dla „swoich” samorządowców.

Redakcja poleca

W budżecie mamy też dodatkowe wydatki jak np. hojniejsze dofinansowanie Telewizji Polskiej w formie obligacji

Rząd stosuje kreatywne triki, by obniżyć deficyt. Przykładem są właśnie obligacje zamiast dotacji. Te drugie byłyby zaliczone do wydatków. Tymczasem Telewizja Polska ma otrzymać obligacje na kwotę 2 mld 700 mln zł. To aberracja systemu finansowego, a takich operacji jest mnóstwo. Rząd mówi o deficycie równym 68 mld zł. My wyliczyliśmy, że deficyt liczony na właściwych zasadach bez „kreatywnej księgowości” wyniósłby ponad 200 mld zł. Rząd Morawieckiego rozliczy się z deficytu równego 68 mld zł i na tej podstawie dostanie absolutorium. Prawdziwy deficyt będzie jednak prawie czterokrotnie wyższy. Pamiętajmy, że parlament to nasza „rada nadzorcza”, która została oszukana. Wyobraźmy sobie wspólnotę mieszkaniową, której zarząd za nasze pieniądze i bez naszej wiedzy inwestuje w basen na dachu w bloku przyjaciela dyrektora. Tymczasem całe osiedle nie ma odpowiednich dróg, placów zabaw i godnych warunków do życia. Mieszkańcy płacą jednak za zachcianki prezesa. W rządzie taką osobą zarządzającą, która stale nas oszukuje, jest premier Morawiecki.

W jaki sposób mieszkańcy tego osiedla, czyli wszyscy Polacy, zapłacą za błędy zarządcy?

Nie znamy prawdziwej sytuacji finansów publicznych. Rząd wprowadza nas w błąd, kontrola parlamentarna nie istnieje. Rząd zgodnie z tezą „po nas choćby potop” funduje nam powyborcze obciążenia. Dopiero w listopadzie 2023 roku dowiemy się, jak zapłacimy za zadłużanie kraju. Bonanza się skończyła, zobaczmy, co się stało z Krajowym Planem Odbudowy. Rząd nagle zmienił zdanie, bo uznał, że te pieniądze mogą się przydać. One oczywiście nie rozwiążą naszych problemów gospodarczych, ale dadzą nam chwilowy oddech. Dziś wszyscy płacimy rachunek za działania rządu np. w postaci inflacji. Ona w części składa się z czynników zewnętrznych, ale obok Putina to nasz rząd dolewa oliwy do ognia. Rząd udaje, że się nie pali. Pomaganie wszystkim na lewo i prawo bez względu na to, czy ktoś jest biedny czy bogaty, to nie wsparcie, to rozrzutność. Rząd wprowadził podatek inflacyjny, a po wyborach mogą pojawić się nowe. Rząd sam już szuka oszczędności w resortach, ale to pokazówka. Rząd nie mówi nam prawdy. By zredukować wydatki, musiałby ograniczyć programy socjalne, co może zrobić po wyborach.

Czyli cięcia 500 plus?

Po wyborach pojawią się progi dochodowe lub będą cięcia. Ucierpieć może także budżetówka, która może nie dostać podwyżek. Rząd może też szukać podatków antagonizujących społeczeństwo. Oberwać się może wynajmującym mieszkania, niewykluczone są podatki majątkowe, które mogą uderzyć w klasę średnią. Oszustwem jest też mówienie, że milionerzy mogą sfinansować rozrzutną politykę rządu. Danina solidarnościowa nie wystarczy. Gdyby chcieć sfinansować z niej trzy sztandarowe programy, 500 plus, 13-stkę i 14-stkę, musielibyśmy zabierać 160 proc. podatku. Nie da się ściągnąć pieniędzy od mitycznych bogaczy. To pewne, że rząd po wyborach uderzy w klasę średnią, w ludzi pracujących. Ten rząd jest gotowy wpuścić nas jeszcze na jakąś minę fiskalną. Dużej przestrzeni już nie ma, resort finansów podobno już sam blokuje różne wydatki, ale to nie przeszkodzi rządzącym. Kosztem kolejnego zadłużenia, przyszłych pokoleń i stabilnego rozwoju rząd kupuje wyborców, a my żyjemy na kredyt. Premier Morawiecki w Strategii Odpowiedzialnego Rozwoju zadeklarował, że stopa inwestycji z 20 proc. w 2016 roku wzrośnie do 25 proc. Uznał wówczas, że bez tego zostaniemy w tyle. Dziś stopa inwestycji w Polsce to 16 proc., podczas gdy w strefie euro – 20 proc. Czy ktoś dziś w ogóle pamięta plan Morawieckiego? Ten wskaźnik pokazuje dramat polskiej gospodarki. Nikt nie inwestuje w przyszłość Polski, z nami nie leci już żaden pilot. Minister finansów to figurant, bankiem centralnym zarządza bohater memów i kabaretów, a na premiera Morawieckiego mówiono, że jest historykiem z doświadczeniem w biznesie.  Nikt nie steruje gospodarką, grozi nam więc kolejny kryzys.

Redakcja poleca

Zna Pan resort finansów od środka. Dlaczego twierdzi Pan, że minister finansów nie wywiązuje się ze swoich zadań?

Ludzie, którzy potrafili się przeciwstawić i przestrzegali złożonej przysięgi o dbałość finansów publicznych, już odeszli z resortu. Ostatnią osobą, która broniła stabilności finansów publicznych była Teresa Czerwińska (w rządzie Prawa i Sprawiedliwości – red.). Od tamtego momentu rola ministra finansów została zdegradowana do pozycji księgowego, a to celowa strategia. Rządzącym jest wówczas łatwiej wydawać nasze pieniądze, bo swoich nigdy nie miał i nie będzie miał.

 Sławomir Dudek -  doktor nauk ekonomicznych, ekspert ds. finansów publicznych z ponad 23-letnim doświadczeniem w Ministerstwie Finansów. Wieloletni dyrektor Departamentu Polityki Makroekonomicznej, który przygotowuje analizy i prognozy makroekonomiczne dla rządu. Adiunkt w Instytucie Rozwoju Gospodarczego Szkoły Głównej Handlowej (IRG SGH) i główny ekonomista FOR.

RadioZET.pl