Obserwuj w Google News

Basen dwa razy w tygodniu w ramach WF? „Obowiązkowo. Polacy nie potrafią pływać”

6 min. czytania
09.06.2023 09:13
Zareaguj Reakcja

- Gdy zniesiono obowiązkową naukę pływania w szkołach, wyrosło nam pokolenie beztroskie wobec wody. W ostatnich latach pod tym względem jest nieco lepiej, ale stwierdzenie, że Polacy nie potrafią pływać, jest wciąż trafne. Wystarczy przyjść i zobaczyć, jaka jest frekwencja na basenie - mówi w rozmowie z RadioZET.pl Michał Zieliński, ratownik wodny, nauczyciel wychowania fizycznego.

Plaża nad Bałtykiem
fot. TADEUSZ KONIARZ/REPORTER

Dwie dziewczynki w wieku 12 i 14 lat po szkole poszły się kąpać nad zalew w Skierniewicach. Weszły do płytkiej wody, później straciły grunt pod nogami. 14-latkę udało się uratować. 12-latka utonęła. To historia sprzed kilku dni.

Michał Zieliński, nauczyciel wychowania fizycznego w Społecznej Szkole Podstawowej STO nr 1 w Łodzi, ratownik wodny: - Słyszałem o tym w radiu, jak jechałem do pracy.

Co wtedy myślisz, jak docierają do ciebie takie informacje?

- Odpowiem niestandardowo. Z racji tego, że jestem w tym środowisku już tyle lat, nie dziwią mnie takie informacje. Chociaż są martwiące. Nawet dla ratownika widok utopionego dziecka to najgorsze, co może być.

Ile lat pracujesz jako ratownik?

- Teraz spędzę 17 sezon nad polskim morzem. Zawsze we Władysławowie. Mój rekord to cztery miesiące na plaży ciągiem. Mało jest chętnych do tego zawodu. Nieraz, niestety, zbiera się ludzi na siłę. Dla mnie to pasja. Już jako 15-latek zacząłem pracę jako ratownik. Chodziłem do szkoły sportowej, trenowałem pływanie. Niemal każde wakacje spędzałem nad morzem z tatą. Przyglądałem się pracy ratowników i myślałem, że fajnie byłoby się tym zająć. Swoje zrobił też kultowy serial „Słoneczny patrol”. Choć dziś wiem, że niewiele miał wspólnego z rzeczywistością.

Redakcja poleca

Kiedy jest najwięcej tragedii na morzu?

- Prażące słońce, silny wiatr i wysoka fala. W wakacje są zazwyczaj dwa, trzy takie dni, kiedy na niemal całym wybrzeżu panują niesprzyjające warunki i jest sporo akcji ratowniczych. Brak szacunku do wody, pogoda to jedno, ale główną przyczyną wielu tragedii jest brak szacunku do ratownika. Gdy coś się dzieje z pogodą, to wywieszamy czerwoną flagę. Tylko niektórzy turyści nie godzą się z tym. Kiedyś usłyszałem, że robię to, bo nie chce mi się pracować, a pan przyjechał ze Śląska, na co dzień ciężko pracuje w kopalni, więc należy mu się. Ja mam urlop, ja chcę, ja zapłaciłem, pan się nie zna – często padają takie słowa w czasie dyskusji. Jesteśmy tymi złymi, bo na coś nie pozwalamy.

Pamiętasz swój najgorszy dyżur?

- Lipiec, 2013 rok. Pracowałem wtedy na pierwszym stanowisku od portu, czyli po jednej stronie była już tylko plaża niestrzeżona. Według przepisów odpowiadamy tylko za swoje 100 metrów, ale trzeba się liczyć z tym, że ktoś przybiegnie do nas z plaży niestrzeżonej i poprosi o pomoc. W USA była kiedyś taka sytuacja, że ratownik zszedł ze swojego stanowiska, żeby pomóc komuś z plaży niestrzeżonej i stracił pracę. U nas teoretycznie jest tak samo. Ale jeśli mamy taką możliwość, to zawsze udzielimy pomocy.

Na plaży, za którą odpowiadaliśmy, ze względu na dużą falę i prądy wsteczne wywiesiliśmy czerwoną flagę. Na odcinkach niestrzeżonych prowadziliśmy patrole: prosiliśmy, upominaliśmy ludzi, żeby nie wchodzili do wody. Nagle dostrzegliśmy dwie osoby, które tonęły. Gdy wyciągaliśmy je z wody, 40 metrów dalej zaczęły tonąć dwie kolejne osoby. Poprosiliśmy o wsparcie sąsiednie stanowiska ratownicze. Uratowaliśmy tonących, zaczęliśmy składać sprzęt po akcji i zauważyliśmy trzy kolejne osoby w wodzie, które potrzebują pomocy. W tym samym czasie dostaliśmy informację, że jeszcze ktoś zniknął pod wodą.

W ciągu godziny tonęło osiem osób. Tej ostatniej, ok. 40-letniego mężczyzny, nie udało się uratować. Po około godzinie znaleźliśmy ciało. Chyba po raz pierwszy koordynowałem tak dużą akcją, miałem wtedy 19 lat. To też pokazało mi, że ludzie nic nie robili sobie z tego, że parę metrów od nich trwa akcja ratownicza. Widzieli to i mimo wszystko wchodzili do wody.

Największa zmora w wakacje dla ratownika?

- Alkohol i coraz częściej w większych kurortach - używki. Nawet u nas we Władysławowie jakiś czas temu sześciu ratowników starało się wyciągnąć jednego mężczyznę. Był tak pobudzony i tak się opierał, że długo nie mogli sobie z nim poradzić.

Zazwyczaj wygląda to tak, że jest ładna pogoda, upał. Po drzemce taki plażowicz, najczęściej mężczyzna, chce się ochłodzić albo po prostu powygłupiać. Wchodzi do wody, traci grunt pod nogami, albo po alkoholu ma problem z równowagą i to wystarczy.

Takie osoby potrafią pływać?

- W wielu wypadkach nie. Pytanie też, co oznacza dla ciebie potrafić pływać? Dla mnie osoba umiejąca pływać pływa minimum dwoma, trzema stylami. Nie musi podręcznikowo układać rąk, ale musi się przemieszczać, leżąc na plecach lub na brzuchu.

Polacy nie potrafią pływać. Takie zdanie padło w książce Dawida Góry „WOPR. Życiu na ratunek”, która m.in. przedstawia waszą pracę. Mocno mnie to zaskoczyło.

- Gdy zniesiono obowiązkową naukę pływania w szkołach, wyrosło pokolenie beztroskie wobec wody. Teraz ono ma dzieci, którym nie przekazuje podstawowych zasad. Co prawda w ostatnich latach pod tym względem jest nieco lepiej. Częściej rodzice zwracają uwagę na to, żeby dziecko chodziło na basen, ale stwierdzenie, że Polacy nie potrafią pływać, jest wciąż trafne. Wystarczy przyjść i zobaczyć, jaka jest frekwencja na basenie. Nie ma dużo osób. To jest problem ogólnopolski.

Jak to jest teraz z nauką pływania w polskich szkołach?

- W naszej podstawówce i w wielu innych dzieci chodzą na basen w ramach jednej godziny WF. Ale nie jest to obowiązek. Wiele zależy od dobrej woli dyrekcji, budżetu samorządu i tradycji szkoły.

Redakcja poleca

A basen powinien być obowiązkowy?

- Tak i nauka pływania powinna być dofinansowana.

Jak powinna wyglądać, z czego się składać?

- Umiejętność pływania w konkretnym stylu to jedno, ale na lekcjach trzeba też zwrócić uwagę na umiejętność poradzenia sobie w wodzie, kiedy dno jest nieregularne, przesuwa się. Żeby w momencie potknięcia dziecko wiedziało, jak zareagować, co zrobić, jak utrzymać się na wodzie, przemieścić się w bezpieczne miejsce. W naszej szkole wprowadzamy też elementy ratownictwa wodnego - pierwsza pomoc, rzut rzutką ratowniczą, holowanie osób poszkodowanej.

A co z tymi, którzy mają fobie, panicznie boją się wody?

- Zdarza się, ale da się to przełamać. Przez pierwszy miesiąc nie uczymy tak naprawdę pływania, konkretnego stylu. Stawiamy na zabawę, żeby dziecko obyło się z wodą, położyło się na niej, zrozumiało, że ona nie zrobi krzywdy. Małe dzieci często wejdą do wody, ale nie chcą zanurzyć twarzy albo otworzyć oczu pod wodą. Próbujemy je trochę „oszukać”. Gdy skaczą po piłkę czy po prostu chlapią się, oswajamy je z wodą i przełamują się. Nawet nie wiedzą kiedy. Próbujemy do skutku i zazwyczaj się udaje.

Było tak, że się nie udawało?

- U mnie nie, w wypadku dzieci jest to łatwe. Dorosłym trudniej się przełamać. W starszych klasach jest też problem. Młodzież trzeba zaciekawić. Basen nie może polegać na tym, że mają pływać od ściany do ściany, bo wtedy wybierają inną dyscyplinę.

Nie stykasz się z nadopiekuńczymi rodzicami, którzy nie chcą zapisać dziecko na basen, bo np. przeziębi się?

- Zdarza się. W okresach zimowych frekwencja jest dużo słabsza, ale staramy się tłumaczyć, że pływanie jest fajną aktywnością dla dzieci, bo rozwija wszystkie partie ciała, pomaga w koordynacji, w rozwoju. A czasem ratuje życie.

Rodziców też trzeba szkolić i uświadamiać. Na plaży np. gubi się bardzo dużo dzieci. Rodzice siedzą przy alkoholu, z nosem w telefonie, albo opalają się, a 50 metrów dalej dziecko bawi się przy brzegu. Wystarczy, że odejdzie kawałek dalej i nie potrafi wrócić, bo nie ma orientacji. Dodatkowym utrudnieniem są słynne parawany. Nieraz takie dziecko potrafi z nami przesiedzieć godzinę i rodzic nie orientuje się, że syna czy córki nie ma. Najmniejszy mały zaginiony jeszcze nie potrafił chodzić, miał kilka miesięcy. Rodzice zasnęli, a dziecko wypełzło i nie potrafiło wrócić.

W szkole da się nauczyć pływać?

- Przy jednej godzinie w tygodniu można nauczyć się pływać, ale zazwyczaj są w stanie to zrobić wybitne jednostki. Pozostali posiądą tylko podstawowe umiejętności obycia z woda. Dlatego według mnie dwa razy w tygodniu uczniowie powinni chodzić na basen w ramach WF.

Co jeszcze zrobić, jakie elementy wprowadzić, żeby nie było tego, co obserwujesz co roku nad morzem? Jak uczyć szacunku do wody?

- Kończąc rok szkolny, wychowawcy albo wuefiści przeprowadzają prelekcje o bezpiecznych zachowaniach nad wodą podczas wakacji, o przepisach. Tego powinno być jeszcze więcej. Wiem, że nie lubimy tabelek, liczb, ale pokazując brutalne statystyki utonięć, jesteśmy w stanie uświadomić wielu osobom, co się może stać, co się może wydarzyć przy pozornej zabawie. Są też ogólnopolskie programy jak „Umiem pływać”, różne akcje promocyjne, ale tego jest zdecydowanie za mało.

RadioZET.pl